Co poniedziałek w większości biur Loftmill pojawiają się ciepłe, pachnące wypieki z krakowskiej cukierni Blecharzy. Pyszny chrupiący poczęstunek umila pracownikom początek każdego tygodnia. Nasze „słodkie poniedziałki” to tradycja już od 6 lat, choć niestety przerwała ją pandemia. W oczekiwaniu na jej powrót, postanowiliśmy porozmawiać z właścicielami cukierni, Katarzyną i Markiem Blecharz. Przeczytaj, co kryją wypieki z ich rodzinnej manufaktury cukierniczej i dlaczego cieszą się takim powodzeniem wśród klientów i współpracowników Loftmill.
Wasza współpraca z Loftmill, operatorem biur serwisowanych trwa już od wielu lat, a liczba zamówień ciągle rośnie. W czym tkwi sekret Waszego sukcesu?
Faktycznie, nasza współpraca trwa wiele lat. Zapoczątkowana została telefonem z zapytaniem, czy nie podjęlibyśmy się dostarczać słodkości do pierwszego biura Loftmill w Krakowie przy ulicy Królewskiej. Pamiętam, że to nasze listeczki francuskie i kokardki z twarożkiem skradły serca pracowników i klientów biura. Współpraca rozwinęła błyskawicznie i obecnie tace z wypiekami dostarczamy co tydzień do biur Loftmill w Krakowie w ramach tzw. „słodkich poniedziałków”, a także okazjonalnie, np. z okazji różnych wydarzeń.
Jesteście firmą rodzinną z wieloletnią tradycją. Współcześni klienci preferują tradycyjne wypieki czy nowości?
Nasze przepisy do najcenniejsze dziedzictwo firmy, wyrosłe z tradycji. Historia cukiernictwa jest bardzo bogata. Oboje chcemy łączyć tradycję z nowoczesnością, aby odpowiadać na oczekiwania klientów, więc oprócz klasycznych wyrobów cukierniczych mamy w ofercie ciasta wegańskie, bezglutenowe, a nawet bez cukru. Myślę, że najważniejsze są naturalne, ekologiczne produkty. Dla przykładu, nadzienie do pączków i drożdżówek robimy sami z płatków kwiatów róży. Produkty pozyskujemy od tych samych, znanych nam dostawców. Nie zmienia to faktu, że ciągle szukamy nowych smaków i stale się rozwijamy.
Okres przedświąteczny to pewnie niełatwy czas dla cukierników?
Niełatwy, ale i szczególnie ważny! Nie wyobrażamy sobie Bożego Narodzenia bez makowca, bakaliowca czy domowego sernika. Zrobimy wszystko, żeby sprostać wymaganiom i oczekiwaniom klientów. Wielu z nich jest z nami od lat i daje nam największą satysfakcję. Sami dla siebie jesteśmy najbardziej wymagającymi klientami – zadowolić cukiernika, a zwłaszcza jego dzieci nie jest łatwo. Córki zawsze podnosiły nam poprzeczkę bardzo wysoko.
Klienci oceniają wasze wypieki bardzo wysoko. Jak osiąga się taki sukces?
Jesteśmy małą manufakturą cukierniczą, firmą rodzinną. Wszyscy pracujemy w naszej manufakturze przy ulicy Janickiego. To tam powstają wypieki sprzedawane w czterech cukierniach. Firma zatrudnia już kilkunastu pracowników i panuje w niej rodzinna atmosfera pełnego zrozumienia. Od ponad 20 lat pracujemy w niedużym, zgranym zespole i po prostu się lubimy. Jesteśmy otwarci na nieszablonowe pomysły i łączymy je z doświadczeniem i to chyba najlepszy przepis na sukces w branży cukierniczej.
Największe jak dotąd wyzwanie, przed jakim stanęliście, to?
Tort-ruletka, zamówiony przez kasyno. Klient wymagał, żeby miał wielkość prawdziwej ruletki. Na zawsze zachowamy też w pamięci gigantyczny tort ślubny dla 400 gości.
Zawsze staramy się osobiście doglądać wszystkich szczegółów, jak również konkretyzować potrzeby klientów, bo zdarza się, że nie są dostatecznie sprecyzowane.
Klienci znajdą u nas szeroką gamę produktów cukierniczych, od tradycyjnego firmowego sernika, poprzez francuskie torty bezowe, okraszone daktylami, tarty migdałowe i cytrynowe aż po różne rodzaje ciast wegańskich, bezglutenowych i bez cukru. Zachęcamy do skosztowania naszych specjałów.